środa, 29 lutego 2012

Cristiano Ronaldo - brzyyydal

Ja, fan wielki piłki nożnej, zrobiłam sobie przerwę w nauce, żeby obejrzeć mecz. Z radością stwierdzam, że gdyby się tylko na trawie nie kładli, to byłoby wręcz emocjonująco.
Tymczasem ja mogę być znowu, z własnej głupoty, wykluczona z treningu - nadwyrężyłam achillesy, kostki bolą spuchły jak banie. Ale brzuszki możemy z A dalej robić. Od skakania zrobię sobie przerwę.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Sesyjne potyczki

chociaż sesja, oficjalnie, skończyła się w środku zeszłego tygodnia, dla mnie ciągle trwa. Udało mi się zaliczyć w końcu Metody Statystyczne, a teraz przede mną egzamin z Javy. Pierwszy, bo dopiero teraz odbędą się ostatnie zajęcia. Dziwne. Muszę się też najpierw wystarać o zaliczenie ćwiczeń. Niepokoi mnie trochę, że egzamin będzie na kartkach, więc wszystko będzie trzeba umieć na pamięć, bez możliwości potwierdzenia swoich tez.
Mam nadzieję, że to ostatni tydzień maratonu...
Dobrze, że ferie zaplanowane mamy dopiero w połowie marca. Będę mieć, mam nadzieję, wolną od zmartwień głowę.

sobota, 25 lutego 2012

Zaległe prezenty

Dwie ważne dla mnie osoby miały urodziny od czasu, kiedy się ostatnio z nimi widziałam. Za chwilę wyjeżdżam do domu. Oto co dostaną.


Świetnie będzie spełnić marzenia Małego i dać mu piłę, którą będzie mógł odciąć Mikołajowi głowę w tym roku.
Tak argumentował chęć otrzymania jej, podczas sporządzania listu do św. Mikołaja.

piątek, 24 lutego 2012

Lubię placki

Placki ziemniaczane to zdecydowanie jedno z moich popisowych dań. Należy do tych, które robi się "na oko".

Czuję, że dziś jest dzień na placki.

C.d.n.

================================

No, i były. Z boczkiem i cebulką.
Nigdy nie jadłam placków ziemniaczanych na słodko. Moje muszą być koniecznie słone, mój przepis podstawowy zawiera cebulę. Wyobrażam je sobie jako cienkie, chrupiące na brzegach i miękkie w środku.
  • 1,5 kg ziemniaków
  • jajko
  • cebula
  • mąka krupczatka (ilość potem)
  • sól, pieprz
Najpierw trzeba znaleźć kogoś, kto obierze ziemniaki. Jak już są obrane wrzucamy je do maszynki i mielimy na specjalnym bębenku (ma dwa rodzaje otworów - okrągłe i rombowe, z odgiętym z jednej strony brzegiem). Masę wrzucam na durszlak i odstawiam, żeby odciekła (co pozwala pominąć dodawanie skrobi ziemniaczanej). Siekam cebulę w kostkę i dosypuję ją do odsączonej masy, już w misce. Wbijam do niej też jajko, solę i pieprzę. Mieszam całość i rozprowadzam równo w misce. Teraz mąka - posypuję nią całą powierzchnię masy w misce, cienko, żeby tylko ją przykryła. Tylko wymieszać i gotowe. Smażę placki na głębokim tłuszczu aż będą złocistobrązowe.
Dopuszczalne dodatki: boczek i inne rodzaje wędlin, pokrojone w kostkę i dorzucone do ciasta, sosy (gulaszowy, pieczarkowy, itp.), keczup. Żadnej śmietany i cukru.

Szaleju się najadła

Dziś rano przeczytałam, że coraz więcej młodych ludzi potrzebuje pomocy psychologicznej. Nie wytrzymują wyścigu szczurów. Ja też od jakiegoś czasu mam wrażenie, że zwariuję. Jestem zmęczona i rozdrażniona, byle co mnie denerwuje - a to dziecinne zachowanie K, a to że koleżanka w pracy ma za małe spodnie i siadając ustawicznie pokazuje światu pewne zakątki. Powody - oczywiście praca i szkoła.
Zastanawiam się, czy udanie się do terapeuty nie byłoby rozwiązaniem profilaktycznym. Nie chciałabym doprowadzić do sytuacji, kiedy robienie czegokolwiek będzie uciążliwe nie do zniesienia. Powinno się czerpać radość ze swoich codziennych zajęć, a nie traktować je jak karę.
Może zbyt wcześnie zrezygnowałam z "życia studenckiego", może w ogóle go nie miałam.
Presja otoczenia jest ogromna, trzeba być porządnym w każdej strefie swojej prywatnej i zawodowej działalności. Zabroniono mi nawet okazywać niechęć osobie, która uprzykrzała mi życie przez okrągły miesiąc. Czy to nie jest nakładanie maski pod przymusem? Czemu ktoś mówi mi, kogo mam lubić?

Czy ja jeszcze na pewno wiem co jest dla mnie dobre? Czy rezygnuje z siebie na rzecz zadowolenia otoczenia? Czy jedynym wytłumaczeniem na to, co robię jest tylko "bo tak trzeba"?

Może na te pytania pomogłaby mi odpowiedzieć sesja terapeutyczna.

Polecam reportaż.

Bo dziś Dzień Walki z Depresją.

A tu na odwrót - nie masz pracy, też źle:
"Naukowcy, którzy sprawdzili wpływ recesji na młodych, twierdzą, że ci, którzy w młodości doświadczyli bezrobocia albo niestabilnych form zatrudnienia, do końca życia zarabiają mniej. I znacznie częściej pracują na umowach tymczasowych albo cywilnoprawnych. Poza tym mają gorsze zdrowie i krócej żyją. Niechętnie też biorą udział w życiu społecznym (np. nie chodzą na wybory) i odkładają założenie rodziny."

Katarzyna Pawłowska-Salińska

czwartek, 23 lutego 2012

Zakupy

Z kategorii kuchnia:
trzeba sobie życia ułatwiać, ale jeszcze nie w tym momencie. Trochę mnie przeraża cena, ale opinie użytkowników utwierdzają mnie w przeświadczeniu, że Bosch MUM54240 to dobry wybór. Jeszcze nie wiem czy biały, trzeba go będzie dopasować do koloru przyszłej kuchni - jest to urządzenie długodystansowe.
Moi rodzice mają podobnego i uważam, że jest to urządzenie, bez którego nie da się obyć w kuchni, na dłuższą metę.


Z kategorii rozrywka:
chcę sobie kupić mini wieżę i jakiś miły zestaw nagłośnienia do niej. Nic jeszcze nie wybrałam, będę na pewno potrzebować rady. Poza tym ten kaprys też musi poczekać na lepsze czasy.

Kedgeree

Smaczne, ale baaardzo pracochłonne - przynajmniej obieranie mięsa z ryby, żeby pozbyć się ości. Na podstawie tego przepisu wychodzi trochę za suche - przydałoby się chyba więcej masła - do przestudiowania. Wychodzi chyba z 6 porcji...

Ciekawe, dlaczego płyta elektryczna ma taki kolor w miejscach, które grzeją, na zdjęciach.

Sałatka z pomarańczy i ogórków z suszonymi pomidorami jest moją nową faworytką, może dlatego, że uwielbiam cytrusy?

Stepmania wyciska ze mnie siódme poty. Wydaje mi się, że mam nadwyrężone achillesy, ale może to tylko takie wrażenie, bo podskakiwanie wywołuje wysiłek w punktach wcześniej rzadko używanych.
Kolano się zrosło, od przyszłego tygodnia powrót na siłownię. Trzeba będzie jakoś wyglądać na wiosnę/lato

W niedzielę dopadła mnie potworna migrena. Leżałam i nie mogłam poruszyć głową. Sam z siebie wyszedł z tego dzień głodówki, bo przyjmowanie jakichkolwiek pokarmów kończyło się katastrofą.

piątek, 17 lutego 2012

Plany weekendowe

Arancini, to brzmi świetnie, może zrobię jutro, może w niedzielę?
Mam w planach jeszcze inną potrawę z ryżu i sałatkę z pomarańczami i ogórkiem. Obowiązkowo będę musiała wrzucić na ruszt jakieś mięsiwo, na które, niestety, jeszcze nie mam weny...
Przepisy do dorzucenia.

czwartek, 16 lutego 2012

Nom, nom, nom, mlask

Nie, nie zjadłam ich wszystkich. Na razie dwa. W domu czekają jeszcze cztery i koktajl owocowy, brak mi tylko blendera :(


Pamiętam smażenie pączków w domu - wyrabianie i wykrawanie ciasta, nakładanie nadzienia i sklejanie pączka. Potem taki sobie wyrastał, a wielkim garze rozgrzewało się ogromna ilość oleju, którego temperatura była weryfikowana krążkami ziemniaczanymi. Potem pączek się smażył z jednej i drugiej strony, potem obciekał, a potem, niestety, musiał jeszcze stygnąć. I pachniał.

środa, 15 lutego 2012

Porażka

Mielone mi się nie udały :/

Po raz kolejny "wysoce kulturalni sąsiedzi" załatwiają swoje pieski bezpośrednio pod naszym oknem. Myślą, że psi mocz mniej śmierdzi i mogą je sobie bezkarnie tam wyprowadzać.
Niektórym się w głowach poprzewracało - wygodę psa stawiają nad dobro ludzi.
Trzeba zacząć z tym walczyć, tylko wybrać dobry, ekonomiczny, sposób.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Walentynki

Jestem strasznie padnięta. Zażyłam aspirynę i siedzę w łóżku...
A jutro wypadałoby coś ugotować. Mam nadzieję, że wena najdzie mnie w pracy i coś wymyślę.
Takie kiepskie samopoczucie potęguje we mnie smutne myśli: że siedzę teraz sama, że wszystko na mojej głowie...
Trudno, taki mój los, do jutra przejdzie?

12 godzin

Tyle w weekend spędziłam w samochodzie. Ale było warto.
Chociaż nie zobaczyłam koziołków, pensjonat był okropny a drogi dziurawe, to chciałabym wrócić do POZNANIA (uwielbiam ich rynek, jest taki bardziej kameralny).
Chociaż nie ma w niej zabytków ani ładnych dziewczyn, to podobała mi się PIŁA.
Chociaż ciężko znaleźć miejsce, w którym można coś zjeść jadąc obwodnicą we WROCŁAWIU, to wybieramy się tam ponownie.

Na drodze z Poznania do Wrocławia nie ma żadnej knajpy, w której można by się zatrzymać (czyt. nie jest stacją benzynową, nie jest zbita z płyt, dają w niej coś innego niż ryby, chociaż mnie, osobiście, to nie przeszkadzało, ale moi towarzysze podróży się ich bali). Mieszkańcy okolicznych miejscowości - wiecie co z tym zrobić.

czwartek, 9 lutego 2012

Dzień Pizzy

Wybraliśmy dotychczasowe Największe Zaskoczenie Restauracyjne 2012.
Jako, że mamy, jak to niektórzy określili, "kosę" z K, więc, dla uspokojenia nastrojów, zajadamy. Byle było blisko i nie było to Banolli. Ani Oregano.
Tak trafiliśmy do Trattorii Toscania nad Carrefourem. Szczeny nam opadły a ślina kapała na podłogę.
Każdy powinien tam trafić.

Żeby utrzymać linię mimo kontuzji kolan, która wyklucza pilates, pompki i wszystkie inne ćwiczenia, wymagające podpierania się na nich i mocnego ich uginania, maltretuję stepmanię współlokatorki A - rewelacyjna sprawa i, z pewnością, mój najbliższy zakup.

środa, 8 lutego 2012

Moja odpowiedź na mróz

Sernik mrożony

 
Porcja na małą blachę:
  • 4 serki homogenizowane, naturalne
  • 1 opakowanie galaretki cytrynowej
  • 2 opakowania galaretki wiśniowej
  • 8 mandarynek
  • śmietanka 36%
  • 4 paczki (po 10) herbatników
  • bliżej jeszcze nie określona ilość cukru (wanilinowego?)
Cytrynową galaretkę rozpuściłam w 200 ml wrzątku, 2 wiśniowe w 500 ml. Odstawiłam, żeby ostygły. Śmietankę ubiłam na sztywno, wymieszałam z serkami, wrzuciłam do masy obrane i podzielone na cząstki mandarynki. Masę serkową wymieszałam z chłodną, żółtą galaretką. I tu powinna pojawić się czynność dosypania pewnej ilości cukru, bo okazało się że masa jest kwaśnawa.
Blachę zabezpieczyłam dokładnie folią aluminiową i wyłożyłam herbatnikami spód i boki. Wlałam masę i odstawiłam do ścięcia w lodówce, pilnując, żeby czerwona galaretka całkiem nie zastygła. Gdy sernik przestał się ruszać wylałam ją na wierzch i wrzuciłam wszystko znowu do lodówki. Po godzinie można było wcinać.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Gong Bao

Ulubione danie K:

Kurczak Gong Bao
  • 1 podwójna pierś z kurczaka
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżeczki imbiru
  • 2 dymki
  • pół szklanki orzeszków ziemnych
  • 2 łyżki mąki kukurydzianej
  • 3/4 szklanki bulionu
  • olej do woka
Marynata:
  • 2 łyżki octu ryżowego (można użyć winnego)
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki oliwy
  • 2 łyżki mąki kukurydzianej
  • ćwierć łyżeczki pieprzu kajeńskiego
  • łyżeczka soli
Składniki marynaty mieszamy na coś w rodzaju gładkiej pasty. Kurczaka myjemy i kroimy w słupki a potem wrzucamy do marynaty i dokładnie mieszamy rękami, wcierając dokładnie w każdy kawałek. Wkładamy do lodówki na jakąś godzinkę.

Sos:
  • 4 łyżki cukru
  • 6 łyżek sosu sojowego
  • 10 łyżek octu ryżowego (można użyć winnego)
To wszystko w garnuszku mieszamy i odstawiamy.

Siekamy dymkę, czosnek i orzeszki. W woku rozgrzewamy tłuszcz, wrzucamy dymkę, czosnek i imbir, podsmażamy chwilę. Wrzucamy kurczaka, podsmażamy aż starci różowy kolor. Zalewamy sosem, zagotowujemy. Po paru minutach wsypujemy orzeszki, gotujemy. Zagęszczamy całość mąką rozrobioną w bulionie i gotujemy jeszcze chwilkę.

Gotowe! Podaję to danie z ryżem, którego K normalnie nie lubi, a z tym wcina aż mu się uszy trzęsą.

PS.: Wszyscy trzymają kciuki za Skrzata, który czeka na telefon :)

niedziela, 5 lutego 2012

Jak nie zdechnąć z nudów w ten mróz, mając uszkodzoną nogę

Gram w gry mojego ulubionego Mateusza Skutnika.
Jego strona: PastelGames.
Robi głównie gry logiczne, point and click. Jest też trochę zręcznościówek. Moje ulubione to seria Daymare Town, seria Submachine, seria Aurora i Trader of Stories. Są wszystkie nie tylko ciekawe ale i bardzo, po prostu, ładne. Ślicznie narysowane, fabuły są rewelacyjne i baaardzo wciągające. Swoją przygodę zaczynałam od 10 Gnomes - gry dosyć trudnej, ale ilustrowanej świetnymi zdjęciami. Lektura obowiązkowa!

sobota, 4 lutego 2012

5 o'clock tea

Uraczyłam MG jedną z moich wczorajszych zdobyczy: malinową rapsodią? Z pasją wydłubywałyśmy z niej jabłka.
Zdobyłam również susz z przyprawami do prawdziwego, domowej roboty, grzańca. Jak się trafi wolny wieczór, to się go przygotuje. I czarną herbatę, z wiśniami w rumie.
Bardzo pozytywnie oceniam Panią, która sprzedaje w sklepiku Czas na Herbatę na naszym osiedlu. Bardzo fachowo dobrała herbatki dla mnie i dokładnie wytłumaczyła, jak najlepiej je przyrządzić. Na pewno wpadnę tam ponownie :)
Tymczasem, ciężki poranek, nie chce mi się. 7 o'clock breakfast - to na pewno nie jest coś, co lubię.

Podobno wczoraj przyszedł mój Gessler, z autografem :D

Zaliczyłam spektakularną glebę... Kolano w strzępach, podobnie jak spodnie, ale szyć nie trzeba!

czwartek, 2 lutego 2012

Ostatni dzień wygnania

Zaryzykowałam dziś i zamówiłam obiad od dostawcy, w pracy. Byłam zaskoczona. Pozytywnie. To co dostałam, jak na standard ze steropianowego pojemnika, było bardzo smaczne. Niech żyją SuperSmaki w Łodzi.
W Krakowie czeka mnie jutro intensywny dzień. Będę przygotowywać niespodziankę urodzinową, ale najpierw muszę się zaopatrzyć w odpowiednie akcesoria.
W końcu będę u siebie i czuję motywację, żeby coś zmienić. Istnieje realna szansa, że moja sytuacja lokalowa w końcu się unormuje i nie będzie tak uciążliwa i kłopotliwa.
Będę też mogła wrócić do starych przwyczajeń: fitness, szwedzki, spotkania, internet we własnym pokoju...

środa, 1 lutego 2012

Yeti, nie wracaj

Świat nie wybacza i nie toleruje inności.

Hej kolęda, kolęda!

Odkrywałam wczoraj łódzkie puby. I tak, siedząc z koleżankami w Studio 102, pijąc pysznego grzańca z migdałami, rozmawiając na nieodpwiednie tematy, zostałyśmy zaskoczone przez grupę kolędników.
Trzej, ok. dwudzietoletni panowie, z wielką szopką, tamburynem i innymi takimi akcesoriami, ze śpiewem na ustach, poprzebierani za anioły, albo i co innego, buszowali wesoło między stolikami, wprawiając mnie w ogromne zdumienie. Wrzuciłam im drobne do puszeczki, w nagrodę dostałam indywidualny koncert i tamburyn na głowę, w charakterze aureoli.

Za kolędę dziekujemy! Szczęścia, zdrowia Wam życzymy! Byście mieli, co potrzeba, a po śmierci szli do nieba! 

Ludowe