Temperatura sięga 27 stopni i jest okropnie sucho. Słońce jara boleśnie, a Hiszpanie chodzą w kozakach. Widok naszych gołych stóp jest dla nich zaskakujący.
Zaczyna mi się Hiszpania podobać pod względem kulinarnym. Owoce morza odgrywają dużą rolę w tutejszej kuchni. Są niskokaloryczne, poza tym zmuszają do powolnego jedzenia, więc tym bardziej łapią za serce i podniebienie.
Zaczęłam biegać i boleśnie dziś to odczuwam w moich udach. Poza tym powrót do A6W. Oby tak dalej.
Weekend majowy spędzamy w Lizbonie. To tylko 600 km samochodem, po drodze wstąpimy jeszcze do Meridy. Już nie mogę się doczekać, chociaż ocean podobno jest zimny i do tego nie wiem jak będę wyglądać w kostiumie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz