Jak ja to dokładnie robiłam?
- Obranie i umycie ziemniaków. Pokrojenie ich w grube fryty, o tak ok. 1,5-2cm krawędzie.
- Bardzo powolne gotowanie w solonej wodzie. Kiedy woda zaczęła bulkać, skręciłam gaz na minimum i pilnowałam, żeby nie gotowała się zbyt gwałtownie. Od momentu zagotowania trwało to 20 minut.
- Odcedziłam frytki, wysypałam na tacę, rozłożyłam równomiernie i wyrzuciłam na 10 minut za okno, do wystygnięcia. Potem spędziły 50 minut w zamrażalniku.
- Wyciągnęłam je z lodówki i wrzuciłam do frytkownicy rozgrzanej do 140 stopni na 5 minut. Wyciągnęłam koszyczek, odsączyłam tłuszcz, odstawiłam całość na 20 minut na talerzu, w tym koszyczku.
- Do nagrzanej do 180 stopni frytkownicy ponownie włożyłam frytki. Tym razem smażyły się aż do uzyskania ciemnozłotego (coś jak miód lipowy) koloru.
- Nie trzeba ich nawet solić! Są rewelacyjne, mięsiste i chrupiące jednocześnie, chociaż ziemniaki odmiany, której użyliśmy, robi się strasznie sucha podczas normalnego smażenia na frytki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz