czwartek, 20 września 2012

Kolejna sława zagościła w mojej kuchni

I był to wielki sukces! Z jedną małą uwagą - frytki muszą być naprawdę grubo pokrojone. Planujemy rozpoczęcie masowej produkcji i mrożenie "na zaś".
Jak ja to dokładnie robiłam?
  1. Obranie i umycie ziemniaków. Pokrojenie ich w grube fryty, o tak ok. 1,5-2cm krawędzie.
  2. Bardzo powolne gotowanie w solonej wodzie. Kiedy woda zaczęła bulkać, skręciłam gaz na minimum i pilnowałam, żeby nie gotowała się zbyt gwałtownie. Od momentu zagotowania trwało to 20 minut.
  3. Odcedziłam frytki, wysypałam na tacę, rozłożyłam równomiernie i wyrzuciłam na 10 minut za okno, do wystygnięcia. Potem spędziły 50 minut w zamrażalniku.
  4. Wyciągnęłam je z lodówki i wrzuciłam do frytkownicy rozgrzanej do 140 stopni na 5 minut. Wyciągnęłam koszyczek, odsączyłam tłuszcz, odstawiłam całość na 20 minut na talerzu, w tym koszyczku.
  5. Do nagrzanej do 180 stopni frytkownicy ponownie włożyłam frytki. Tym razem smażyły się aż do uzyskania ciemnozłotego (coś jak miód lipowy) koloru.
  6. Nie trzeba ich nawet solić! Są rewelacyjne, mięsiste i chrupiące jednocześnie, chociaż ziemniaki odmiany, której użyliśmy, robi się strasznie sucha podczas normalnego smażenia na frytki.
Po kroku czwartym można podobno lekko podsmażone frytolki zamrozić na kilka dni. Z tego mamy zamiar skorzystać i robić w weekend zapasy a potem raczyć się pysznymi, chrupiącymi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz