piątek, 24 lutego 2012

Szaleju się najadła

Dziś rano przeczytałam, że coraz więcej młodych ludzi potrzebuje pomocy psychologicznej. Nie wytrzymują wyścigu szczurów. Ja też od jakiegoś czasu mam wrażenie, że zwariuję. Jestem zmęczona i rozdrażniona, byle co mnie denerwuje - a to dziecinne zachowanie K, a to że koleżanka w pracy ma za małe spodnie i siadając ustawicznie pokazuje światu pewne zakątki. Powody - oczywiście praca i szkoła.
Zastanawiam się, czy udanie się do terapeuty nie byłoby rozwiązaniem profilaktycznym. Nie chciałabym doprowadzić do sytuacji, kiedy robienie czegokolwiek będzie uciążliwe nie do zniesienia. Powinno się czerpać radość ze swoich codziennych zajęć, a nie traktować je jak karę.
Może zbyt wcześnie zrezygnowałam z "życia studenckiego", może w ogóle go nie miałam.
Presja otoczenia jest ogromna, trzeba być porządnym w każdej strefie swojej prywatnej i zawodowej działalności. Zabroniono mi nawet okazywać niechęć osobie, która uprzykrzała mi życie przez okrągły miesiąc. Czy to nie jest nakładanie maski pod przymusem? Czemu ktoś mówi mi, kogo mam lubić?

Czy ja jeszcze na pewno wiem co jest dla mnie dobre? Czy rezygnuje z siebie na rzecz zadowolenia otoczenia? Czy jedynym wytłumaczeniem na to, co robię jest tylko "bo tak trzeba"?

Może na te pytania pomogłaby mi odpowiedzieć sesja terapeutyczna.

Polecam reportaż.

Bo dziś Dzień Walki z Depresją.

A tu na odwrót - nie masz pracy, też źle:
"Naukowcy, którzy sprawdzili wpływ recesji na młodych, twierdzą, że ci, którzy w młodości doświadczyli bezrobocia albo niestabilnych form zatrudnienia, do końca życia zarabiają mniej. I znacznie częściej pracują na umowach tymczasowych albo cywilnoprawnych. Poza tym mają gorsze zdrowie i krócej żyją. Niechętnie też biorą udział w życiu społecznym (np. nie chodzą na wybory) i odkładają założenie rodziny."

Katarzyna Pawłowska-Salińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz